Tu Sora i Alex
Kolejny dzień pracy. Traktują nas jak stado mrówek i zaprzęgają do ciężkiej harówy od świtu do zmroku Powoli zaczynamy się przyzwyczajać. Nie mamy już nawet nadziej na leprze traktowanie. Mówi się że nadzieja umiera ostatnia ... Taaa. W naszym przypadku to spierdoliła ona w momencie naszego wkroczenia na plantacje gdzie rośnie znienawidzone przez nas to COŚ =.=
Pochmurny poranek. Może zacznie padać deszcz. Oby zaczął padać. Błagam!!!!!!!!!!!!!!!
Alex jeszcze śpi =.= Ta to ma dopiero mocny sen... zazdroszczę.
Patrze w lustro . . . koszmar. Brak mi słów na swój wygląd.
Obie wstajemy, jemy śniadanie i jedziemy na katuszę.
Jesteśmy na polu od jakiś, yyyy 7 godzin? Szlak mnie trafia! Ma dość! Jeszcze kurwa chodzą i sprawdzają czy wszystko zebrane. Jeżeli znajdą choćby jedną bubkę to każą się wracać. Zapierdalasz przez ponad 1.5 km by zabrać to pierdoloną fioletową bubkę i z powrotem na miejsce na którym wcześniej byłeś.
Ludzie koło ciebie ogałacają ci krzaki. Kurwica cie bierze ale masz zaschnięte gardło przez brak wody. Nie możesz mówić co dopiero wyrazić swojej frustracji poprzez krzyk.
Powoli zbliża się koniec. Upragniony koniec harówy. Syzyfowej, gównianej pracy. Zbiegamy z pola. Nasza radość nie trwa długo. W głowie pojawia się myśl że następnego dnia znów zawitasz do tego piekła.
Wracamy, padamy na łóżko. Upragniony sen!!!
Do wszystkich czytelników! Jeśli też pracujecie w czasie tych wakacji to zachęcamy do podzielenia się wrażeniami i przeżyciami związanymi z wykonywaną czynnością. : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz